Rozdział 4


 

                    Rozdział 4

Otworzyłam oczy czując drażliwe promienie słońca na moich oczach które bez mojej zgody wtargnęły do mojego pokoju, utrudniając mi dalszy spoczynek. Podniosłam się do pozycji siedzącej, przetarłam zmęczone oczy, ziewnęłam kilka razy pokazując moje zmęczenie. Włączyłam mój telefon działający na dotyk i popatrzyłam która godzina 9:21. Czas wstawać.
Podniosłam się leniwie z łóżka i poszłam do pomieszczenia potocznie zwanego łazienką. Weszłam i ustałam naprzeciw lustra. Popatrzyłam na moją zmęczoną twarz. Przekręciłam kurek z wodą ustawiając na stosowną temperaturę. Zamączyłam ręce w wodzie i przejechałam kilka razy po twarzy rozbudzając się przy okazji. Zdjęłam z siebie kusą piżamę i weszłam do kabiny prysznicowej. Umyłam się, po czym wyszłam okrywając się ręcznikiem. Zawinęłam go tak by zakrywał mnie tu i ówdzie. Podeszłam do mojego poprzedniego miejsca. Znów złapałam za kurek i wlałam sobie wody do kubka. Nałożyłam pastę na szczoteczkę i umyłam zęby. Złapałam za ciuchy i ubrałam się. Otworzyłam kosmetyczkę w celu znalezienia maskary, i innych takich jak fluid, błyszczyk i cienie. Nałożyłam warstwę fluidu, zakrywając niedoskonałości mojej skóry, po kilku godzinach pracy, moja cera nie jest taka idealna jak to się wydaje na filmach  w których gram. Po nałożeniu fluidu, pomalowałam maskarą rzęsy i resztę twarzy, gdy stwierdziłam że wyglądam dość stosownie, poszłam do kuchni w celu przygotowania sobie pożywnego śniadania. Zjadłam kanapki, popatrzyłam na zegarek, 11: 20. To odpowiednia pora by udać się do siedziby jak to zwie Sel: Siedziby Smoka. Nazywa tak siedzibę Disneya z powodu naszej szefowej, jest wredna, ale teraz ma urlop, więc dziś przyjmie mnie pan Bob, miły człowiek.
Udałam się do garażu, wsiadłam do mojego Nissana GT-R i odpaliłam silnik. Wycofałam i pojechałam do wymienionego wcześniej miejsca. Droga minęła mi spokojnie i szybko. Wsiadłam do windy i udałam się na trzecie piętro do siódmego pomieszczenia po lewej ( wiem mam to opracowane). Poszłam do gabinetu pana Boba i zapukałam.
- Proszę – usłyszałam zachrypnięty głos 55 latka.
Weszłam do pomieszczenia o brązowych ścianach.
- Widzę że posłuchałaś naszej prośby – powiedział z miłym wyrazem twarzy mężczyzna.
- A czemu miałabym nie posłuchać – zaśmiałam się, pan Bob wstał i oparł się o biurko
- Demi, obgadałem z twoim menagerem wszystko i powiedział że nie ma problemu byś za dwa miesiące pojechała w trasę – wstałam, i podeszłam do okna
- To będzie tylko moja trasa – zapytałam pana Boba
- Nie, ty oraz Jonasi pojedziecie w nią. – powiedział, jakby miał mnie prosić o zgodę
- Nie ma sprawy, i tak nie zamierzam sama siedzieć w domu przecież One Direction jedzie w turne – powiedziałam z uśmiechem na twarzy do mężczyzny
- To mogę zadzwonić że zgadzasz się? – zapytał
- Tak, mam już wymyślone piosenki i spokojnie mogę jechać – złapałam za moją torebkę i podeszłam do drzwi
- Dowidzenia Demi – powiedział pan Bob widząc że zamierzam opuścić pomieszczenie
- Dowidzenia – powiedziałam zamykając za sobą ciemne dębowe drzwi.
Poczułam pragnienie więc wyjęłam z torebki dolara i podeszłam do maszyny z napojami. Kupiłam sobie cole dietetyczną. Wypiłam jej zawartość i weszłam do windy z zamiarem powrotu na parter.
- Demi? – usłyszałam znany mi głos
- Loczek? – zapytałam jednego z Jonasów
- Trasa? – zapytał
- Skąd wiedziałeś? – zapytałam ciekawa z powodu wiedzy mojego kumpla
- Dzwonili do nas, zgodziłaś się ?  - zapytał Loczek, jego twarz wyrażała że nie był przekonany że uzyska pozytywną odpowiedź
- Tak – powiedziałam z uśmiechem
- Serio – w jego głosie wyczułam euforie szczęścia
- Tak – uśmiechnęłam się, po czym znalazłam się w ramionach przyjaciela
- Już myślałem że po tym wszystkim nie zgodzisz się – powiedział Loczek wchodząc ze mną do windy, nacisnął przycisk i powoli winda jechała w dół
- Wybaczyłam Joe – przyjaciel popatrzył na mnie z niedowierzeniem w oczach
- Że co proszę? – krzyknął na całą windę, aż zatrzymała ona się
- Wybaczyłam mu – nacisnęłam na przycisk jeszcze raz, a winda znów ruszyła
- Dee, jesteś tego pewna? – zapytał Loczek
- Nick, nie mogę unikać go jak ognia, serce nie sługa, samo wybiera tego jedynego, jak widać mi i Joe przeznaczona jest jedynie przyjaźń – powiedziałam, po czym oparłam się o ścianę windy
- To prawda – powiedział Nick jakby był w swoim świecie
- Kochasz ją? – zapytałam przyjaciela wiedząc co biedakowi chodzi po głowie
- Nigdy nie przestałem – popatrzył na sufit, tak jakby było coś na nim fascynującego
- Tak samo jak ja Joe – powiedziałam smutno, przyjaciel popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem
- Pasujecie do siebie, szkoda że wam się nie udało- powiedział patrząc na mnie smutno
- Mi też przykro z tego powodu – przytaknęłam przyjacielowi który wolnym krokiem udał się do wyjścia jakie umożliwiło nam otwarcie się masowych drzwi windy
- To do zobaczenia w czasie trasy – powiedział loczek wchodząc do swojego czarnego kabrioletu
- Pa – powiedziałam, a po chwili obserwowałam jak mój przyjaciel znika za linią horyzontu
Udałam się w kierunku mojego samochodu z zamiarem powrotu do domu, wsiadłam do samochodu, a po chwili zabrzmiał dzwonek mojego telefonu. Odebrałam
- Tak słucham – powiedziałam do aparatu
- Demi, czemu cię w domu nie ma ? – zapytała moja niańka zwana moim bratem, Zaynem Malikiem
- Nie bój się już wracam mamusi – zaśmiałam się wiedząc że to wkurzy mojego braciszka
- Kub kilka piw i jakieś cipsy – powiadomił mnie mój brat, wiedziałam że szykuje się imprezka
- A co ja służąca jakaś – burknęłam – jedźcie sobie sami, wy konsumujecie to i wy kupujecie
- Prosimy – usłyszałam wokal całego zespołu
- Nie – zaśpiewałam po czym rozłączyłam się, ulitowałam się nad tymi niedorajdami i kupiłam im owe rzeczy
Udałam się w drogę powrotną do domu. Gdy dojechałam weszłam szybko do mojego domu.
-Wiedziałem że kupisz – powiedział Zayn ze śmiesznym wyrazem twarzy i rozłożonymi rękami które skierował ku mnie. Zaśmiałam się.
- Wasz śpiew mnie przekonał – powiedziałam podając bratu torbę z rzeczami o które prosił. Gdy złapał za rączkę torby puściłam ją, poprawiłam torbę na ramieniu i szybko udałam się na piętro gdzie znajdował się mój pokój, otworzyłam drzwi, zdjęłam torbę po czym rzuciłam ją na łóżko. Po czym sam rzuciłam się na nie i przytuliłam do poduszki, zastanawiając się co może się stać za te 2 miesiące. Wiem jedno nie mogę się zadręczać że Joe też jedzie, mamy być przyjaciółmi, a nie wypominać sobie to że zerwaliśmy. On kocha Ashley i to jest najważniejsze, jest szczęśliwy, a ja jestem umówiona dziś z Adamem, kocham go. Tak mi się wydaje. Przekręciłam głowę tak że patrzyłam na lustro stojące koło mojego łóżka, patrzyłam na siebie.
- Głupia jesteś, wiesz? – powiedziałam do odbicia w lustrze po czym zamknęłam oczy
Czego ja oczekuje, że tak z dnia na dzień zapomnę i znów zakocham się w Adamie, przecież to nie możliwe. Serce to nie sługa który na polecenie króla robi to co mu się każe, serce wybiera tego jedynego. Nigdy nie możemy zapanować nad sercem. Ono robi tak jakby żyło własnym życiem.
Poczułam jak po moim policzku spływa łza, przymknęłam oczy chcąc zapobiec dalszemu spływaniu łez. Przez te wszystkie lata kryłam się z uczuciami, tak było lepiej, byliśmy przyjaciółmi, a ja nie cierpiałam tak bardzo, cieszyłam się że jest koło mnie, był moim przyjacielem, wsparciem. Teraz nie mam do niego takiego zaufania. Stracił dużo w moich oczach, a ja i tak nie potrafię przestać go kochać, to jest silniejsze ode mnie. Nie daję sobie z tym już rady, gdy widzę go jak chodzi za rękę w telewizji z Ashley to mam ochotę się zabić, powinnam być szczęśliwa że on jest szczęśliwy. Ale tak nie jest. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz